Jestem w ciąży. A właściwie to jutro idę już do szpitala. Oczywiście czekamy na to dzieciątko z miłością i niecierpliwością. Mnie jednak, oprócz zwykłego strachu przed porodem, towarzyszy jeszcze strach przed pępkową imprezą, którą planuje mój mąż. Od miesiąca przynajmniej przygotowuje się do tej imprezy prawie jak do narodzin dziecka. Namiętnie produkuje nalewki. I to różnego rodzaju. Jest już cytrynówka, pigwówka, jest nawet nalewka kawowa. Na tej imprezie z przyczyn oczywistych mnie nie będzie i delikatnie się denerwuję jej przebiegiem. Dobrze znam męża i jego kumpli. Nie sądzę, żeby zostawili mi cokolwiek do spróbowania. Zresztą musiałoby to poczekać aż skończę karmić a nie wiem czy tak długo by wytrzymali. Sam fakt, że dzisiaj kilku kumpli dzwoniło czy to już, mówi sam za siebie. I mogę sobie dać głowę uciąć o to, że nie chodziło im o samopoczucie moje czy dziecka. Zresztą słyszałam jak prosili, by dał znać kiedy mają przyjść. Oj będzie się działo. Oczywiście, że im tego nie zabronię. Muszę tylko przygotować im coś tłustego do jedzenia, żeby zbyt szybko nie padli.